• ZAPOMNIAŁ WÓŁ, JAK CIELĘCIEM BYŁ, CZYLI COŚ O ZAKOCHANIU…

      • 26.11.2020 19:36
      • Słyszałam kiedyś historię o siedmioletnim chłopcu, który na początku swej szkolnej kariery poszedł na wagary. Tak jego pierwszą samodzielną nieobecność w szkole nazwali rodzice i nauczycielka, choć on nie mógł zrozumieć, dlaczego. W jego ocenie nie były to wagary, tylko załatwianie ważnej sprawy. Po prostu zamiast pójść na lekcje, pojechał do sąsiedniej parafii w której trwał odpust, by na straganie kupić pierścionek dla koleżanki, która bardzo mu się spodobała. Myślał, że zrobił dobrze, a tu nie tylko dostał burę, ale jeszcze mama chciała spalić w piecu wszystkie podręczniki mówiąc, że skoro w głowie ma amory a nie naukę, to książki i zeszyty nie będą mu do niczego potrzebne. Nie rozumiał, że dorośli tego nie rozumieją. Bo co? To, że miał tylko 7 lat, to zakochać mu się nie wolno?

        W życiu tak bywa, że zakochują się i starsi i młodsi. Wszyscy przecież przeżywaliśmy kiedyś to uczucie, które sprawiało, że myśli kierowały się tylko ku ukochanej osobie i doskonale wiemy, że nic innego nie wchodziło wtedy do głowy. Niestety, dorośli nierzadko po swojemu chcą wprowadzać w życiu młodych ludzi porządek czy kolejność występujących zdarzeń i ustalając je zapominają, że serce ma każdy. I że bije ono nie tylko, by pompować krew… Często przecież bije dla kogoś innego.

        Zakochany uczeń ma w szkole „pod górkę”. No bo jak tu zapamiętać całą Tablicę Mendelejewa, kiedy litery układają się w JEJ imię? Jak rozwiązywać równania, kiedy długopis sam układa się do rysowania serduszek i wpisywania inicjałów ukochanego? Jak czytać lekturę, gdy smartfon pika co pięć minut i może to właśnie jest ta najbardziej oczekiwana dzisiaj wiadomość? No  jak? Jak? Jak?

         

        Zapomniał wół, jak cielęciem był… Niestety! Wszyscy jesteśmy stworzeni do miłości i to nie jest tak, jak często wydaje się dorosłym, że miłość zarezerwowana jest dla nich. Na nią zawsze jest pora. Dla niej żyjemy, dla niej tworzymy, dla niej poświęcamy się rezygnując ze swego „ja”. Dlaczego więc tak często dorośli nie rozumieją, że strzała amora trafiła w serce ucznia? Nierzadko pojawiają się w takiej sytuacji docinki, prześmiewcze komentarze albo złote rady w stylu „jeszcze masz czas”. Na co? Możnaby dopytać. A rady? One powinny pójść w kierunku pomocy młodemu człowiekowi ułożenia tego wszystkiego, co się dzieje, ale też wrócenia uwagi na to, że warto zachować równowagę pomiędzy codziennymi obowiązkami a tym, co zaprząta myśli. Warto mówić o tym, że miłość jest piękna, ale nie można żyć tylko nią, bo nieodrobione zadania spowodują nagromadzenie zaległości szkolnych, niedojedzone obiady spowodują spadek energii, a zbyt nachalne zachowania mogą zrazić ukochaną osobę. W sytuacji, gdy widzimy zakochanego ucznia, warto podjąć rozmowy o odpowiedzialności, przypomnieć o tym, co dzieje się tu i teraz, a nie gdzieś w obłokach… Warto podpowiedzieć, by na karteczce czy w kalendarzu zapisywać ważne terminy, zaznaczać daty, wpisywać zbliżające się wydarzenia, aby o nich nie zapomnieć. Trzeba też młodemu człowiekowi uświadomić, że stan zakochania tak właśnie wygląda, że zapomina się o codzienności, ale przecież wszystko, poza miłością, nie przestaje istnieć i warto sobie pomóc w zapamiętywaniu i „ogarnianiu” rzeczywistości. Można podkreślić, że zaniedbanie obowiązków szkolnych czy domowych negatywnie wpłynie na całościowe funkcjonowanie. No i najważniejsze: żadnym zakazem, żadną karą, żadnym tłumaczeniem nie sprawimy, że czyjeś serce przestanie kochać, dlatego ważne jest, by przypominając sobie samego siebie sprzed lat i wspominając własny stan zakochania, podjąć się - bardzo delikatnie i dyskretnie – rozmowy z młodym człowiekiem, który przeżywa swoje pierwsze zakochanie.

         

        Agnieszka Wołodko

      • Wróć do listy artykułów